Zielone 2025 dzień 1: SOBOTA

No i się zaczęło! Wszyscy punktualnie się stawili. Przy pożegnaniu nawet nie marudzili. Pomachali Duzi, Mali pomachali … no i sobie pojechali. A po drodze, przy lotnisku: tam samolot, tu samolot, jeden nawet tuż nad nami, całkiem nisko i tak blisko. Długa droga – ale jakby krótsza nieco!!! Aaa, no prawda, przecież nowa obwodnica wszystko skraca i zakręty nawet spłyca. Tak, że WSZYSCY dobrze się trzymali i na nic po drodze nie narzekali. Pan kierowca w Poroninie jednak rzekł: ON pod górę nie da rady, nie pojedzie – nie ma rady!!! Przedszkolaki radę dają, na piechotkę się wspinają, a za nimi bagaż cały, do busika spakowany, sprawnie, szybko – choć nie mały. Potem szybko w pokoiki ( poszło sprawnie – przyznać dzieciom trzeba ) trochę wolniej jednak  poszło z walizkami i innymi tobołkami, lecz udało się, bez obawy, każdy swoje rzeczy ma i gotowy każdy pokój do zabawy. Zabawy? O nie! Przecież w brzuchach burczy od głodowych kurczy, więc do jadalni kierujemy nasze kroki: tacy głodni…. jak te smoki!. Pierwsza zupka – ulubiona, z pomidorków jest zrobiona – oczywiście: w mig zjedzona. Co na drugie zapytacie: kartofelki, karminadle i mizerię dzisiaj macie. Napojeni, najedzeni, wciąż zabawy są spragnieni! Zabawy? O nie! Słońce świeci całkiem miło, lecz kto wie, na jak długo się tak pięknie nam zrobiło. Trzeba wykorzystać taką chwilę i na spacer się szykować, żeby lasem powędrować. Ta wędrówka całkiem bliska: jeden zakręt, 4 domy, parę szczekających psów, stado koni, kot co kota goni – i już las, kałuże, błoto – niejeden  w błoto wlazł, więc przydały się kalosze! Proszę,  proszę! Tak się wszystkim spodobało, że polanka to za mało. Poszli dalej, przez lornetki oglądali i się wszystkim zachwycali: stado owiec, konie w dali, domy jak trójkąty… lecz gdy szczyty górskie zobaczyli, białym śniegiem ozdobione, to z zachwytu przystanęli … i patrzeli, wciąż patrzeli. Ale, ale: wracać trzeba! Czas tu płynie jakby szybciej! Więc w tył zwrot i z powrotem wędrujemy, lecz przed kolacją na podwórku jeszcze zostajemy. No nareszcie jest zabawa, bo pogoda jest łaskawa. Pani Ula powiedziała, że to z nami przyjechała 🙂 Lecz kolacja czeka już: z kaloszami w rękach, żeby nie nabrudzić błotem, mycie rąk i jedzenie potem. Po kolacji kanapkowej,  relaksik bajkowy i jeszcze na koniec dnia, bardzo ważne rozmowy. Ustalamy KODEKS (nie drogowy, ale NASZ ZIELONOPRZEDSZKOLANKOWY ) co wolno, a co nie – żeby WSZYSTKIM miło i bezpiecznie na wyjeździe żyło się. WSZYSCY WSZYSTKO WIEDZĄ –  więc rozmowa prosta. Teraz tylko podpisy i spać iść mogą nasze „urwisy”. Jeszcze tylko leki, kto musi ten przyjmuje, potem kąpiel, piżamka i każdy do łóżeczka wędruje. Tak upłynął cały długi dzionek. Ciekawe co też nam przyniesie jutrzejszy poranek? A teraz? Teraz karaluchy pod poduchy, a szczypawki do zabawki, jeże w kołnierze a biedronki do skarbonki, krety do skarpety a mrówki w kryjówki. Kolorowych snów – jutro spotkamy się znów :)))