Zielone 2025 dzień 5: ŚRODA

Niby nic się dziś nie dzieje, koło czwartej niebo dnieje. Mija piąta,  mija szósta, mało kto otwiera usta. Wszyscy śpią, kołdry tulą, wszyscy – włącznie z naszą panią Ulą. Czy zaspała? Ona tak, lecz nie my! My możemy sobie tak wydłużać sny. Dzień dziś będzie spokojniejszy,  wyjazd także jest późniejszy. Ale… nie aż tak! Więc pobudka wkoło gra, już  gromadka tempo ma. Wszystko się układa pięknie, już jedziemy autobusem, nawet słonko prześwituje… kiedy nagle jest wiadomość, która nam odbiera radość. W Zakopanym remont trwa i zamknięta droga dojazdowa. I dlatego na dodatek dziś nieczynny jest Podwodny Światek! Planujemy dzień od nowa: najpierw stacja kolejowa: Gubałówka naszym celem – tu widoków wkoło wiele. I choć niebo nieco zachmurzone,  mamy tu na górze miejsce wymarzone: tuż przed nami Giewont dumny, obok inne szczyty Tatr, a tam w dole miasto, no i skocznie… Tu u góry wieje wiatr. Więc przed wiatrem uciekamy, tylko po pamiątki podejdziemy i kolejką w dół zjedziemy. W dole słońce spotykamy i na lody chrapkę mamy. Każdy składa zamówienie, już się cieszy podniebienie: lody dobre, smaki różne:  smerfny, strzelający, malinowy i różany, śmietankowy, szarlotkowy: taki zestaw całkiem nowy. Najedzeni, zachwyceni: do Muzeum maszerują jakoś bardzo ożywieni. A w muzeum – super sprawa: czy to nauka czy zabawa? Wszystko można podotykać, poobracać i pomacać, pootwierać i przesuwać… Są słuchawki, w nich odgłosy, różne dźwięki, ptasie trele i muzyki wiele. Są kamienie, minerały, skamieliny, amonity  – zbiór okazów wyśmienity. Można spojrzeć na jelenia, wilka, rysia no i misia.  Można by tu dzionek cały, ale … czas już wracać, bo nam kiszki marsza zgrały. Trzeba wracać na obiadek i pożegnać ten naukowy światek. Na obiadek zupka z grzybów, taka pyszna, że „wymiata”, lecz przyćmiło ją spagetti: to dopiero jest mistrzostwo świata: Oni jedzą, jedzą, jedzą… a Pani Ula z dokładkami lata. Teraz trzeba się położyć, brzuch odpocząć przecież musi – potem do roboty: pozdrowienia dla Tatusia i Mamusi. I znów czas biegnie bardzo szybko – nie wiadomo kiedy, a już na ognisko nas wołają: chleb pieczony i kiełbaski nam podają. Po jedzeniu pysznym, śpiewy zaczynamy: o ognisku, i o zmroku, i o morzu, i o statku z bananami, i o kołku, i wierzchołku, krasnoludku i stokrotce – aż tu deszczyk się rozpadał, ciemno prawie się zrobiło, trzeba skończyć wieczór, choć nam wszystkim było miło. Dzisiaj mycie takie krótkie, jutro przecież czeka basen: potem tylko szybko leki,  i w łóżeczku czas na sen. Tak upłynął cały długi piąty dzionek. Ciekawe co też nam przyniesie jutrzejszy poranek? A teraz? Teraz karaluchy pod poduchy, a szczypawki do zabawki, jeże w kołnierze a biedronki do skarbonki, krety do skarpety a mrówki w kryjówki. Kolorowych snów – jutro spotkamy się znów :)))