Zielone 2023 – Dzień 2 – Poniedziałek

Za siedmioma górami

za siedmioma lasami

żyją sobie przedszkolaki – cud dzieciaki!

A co dzisiaj się zdarzyło …

Czy każdemu sił starczyło …

Czy przygody jakieś były …

Czytaj czytelniku miły!

A dzisiaj nam dzieci niespodziankę zrobiły: jak już wstały ( i to o bardzo „ludzkiej” godzinie ) i nie spały, to się pięknie w pokojach bawiły, i nie biegały, nie krzyczały, tylko grały, rysowały…. I tak jakoś wszystko się pięknie od rana układało: na śniadanie wszystkie dziewczynki „jak od fryzjera” na czas przyszły; płatki, chleb i bułeczki znowu w mig „wyszły”. Zdążyliśmy się  też na czas przygotować  do wyprawy, zapakować pieczywko, słodycze, wody i banany, ale też odpowiednie buty, polary, peleryny: prawdziwe zuch chłopaki i dziewczyny:). Wszystko się pięknie zapowiadało: nawet słonko chmurki rozgoniło i ładnie przygrzało – ale nie daliśmy się mu zwieźć: nic nie zostawiliśmy – będziemy to nieść! I wszystko się udało … oprócz przejazdu ( i nie mamy nic do zarzucenia Kierowcom – o nie) tylko przez remonty, budowy i ogromne korki – po Zakopanym nie da poruszać się. Ale w końcu dojechaliśmy, bilety do TPN zakupione, ważne sprawy „niewymowne” załatwione, turystyczne wzmacniacze  przyjęte doustnie, zasady zachowania omówione, barwy szlaku ustalone … I można ruszać! I można obserwować: jak płynie Strążyski Potok, ile razy trzeba przejść przez mosty (14, w tym 1 jednoporęczowy i 3 kładki drewniane), co to są wodospady, jakie kształty mają Strążyskie skały i jakie kwiaty rosną na tych prawie nagich skałach. Można słuchać ptasich treli, szumu świerków i buczynowych zagajników i… dać się zaskoczyć widokiem skalistego Giewontu. Na Polanie jednak nie było dla nas miejsca – ale to nic. Liczne kamienie też  okazały się wspaniałymi fotelami – a wkrótce i tak wszystkie ławki opustoszały i można było już spokojnie przy nich posadzić nasz „dobytek” cały. Po posiłku, lornetka poszła w ruch: Giewont w lornetce bliski – na wyciągniecie ręki: „Tam śnieg jest taki biały”, „Ojej tam są ludzie!!!” Pamiętajcie – za kilka lat, niektórzy z dzisiejszych  przedszkolaków sami się wybiorą na Giewont i nie tylko. Jednak dziś to gapienie musi się skończyć – trzeba iść! Jeszcze tylko „zdjęcia pokojowe” i dzieci do pożegnania z Giewontem są gotowe.

Zejście z górki wcale nie jest łatwiejsze – może tylko oddech tak nie przyspiesza, ale za to nogi bardzo. Każdy więc przyjął profilaktyczny „żelek zwalniający”: żeby głowy pilnowały jak szybko idą nogi. I o dziwo:  idąc wolniej doszliśmy szybciej :))). Jeszcze udało się nam kupić magnesy w bardzo atrakcyjnej cenie, i już przyjechały busy i mogliśmy wracać, prosto na zasłużone jedzenie. No ale jako się rzekło: „przez remonty, budowy i ogromne korki” jechaliśmy, jechaliśmy i jechali- więc niektórzy postanowili nie tracić czasu ( i słusznie) i… spali ( w bardzo różnych pozycjach areodynamicznych a raczej statycznych). Ale za to kiedy już przyjechaliśmy, byli wyspani i można było od razu stawić się na obiedzie. I tu kolejna radość wielka: zupa pomidorowa – prawdziwa góralska (zabielana) a na drugie danie: leniwe pierogi samodzielnie przez Panią Ulę ulepiane.

Teraz czas na gry i zabawy w pokojach, a zaraz potem kolejne zadanie kartograficzne w naszej Książce Podróżnej: dziś rysujemy prawdziwą mapę: tak jak nas poniosły nogi, od wejścia aż po  Giewonta progi: co kto widział, co zapamiętał i co zliczył. W połowie tego pasjonującego zajęcia: PRZERWA!!! BO CZEKAJĄ HOT DOGI! – no tak to przecież czas na kolację! Oj szybko te pyszności zniknęły, pomimo, że dokładki ciągle płynęły. Jednak w końcu całe jedzenie się skończyło – więc do pracy nad mapą już spokojnie się wróciło.

A potem czas na kąpiel – bo trzeba umyć przecież te nogi, bo się dziś nałaziły niebogi:) a jutro przed nami znów chodzenia dzień cały – bo chcemy by dzieci jutro Pieniny poznały.

I tak się skończył ten drugi dzień długi

Wszystkich już dopadły senne smugi,

nawet słońce zaszło – poszło spać

i na dzieci też już czas 🙂 Paaaaaaa:)